Stop bylejakości!
W czasach ciągłego pośpiechu wiele osób zaczyna tęsknić za prostotą życia. Intensywność konsumpcji zastępują intensywnością relacji. Ilość jest wypierana przez jakość, sztuczność przez naturalność, a życiowy pęd zmienia się w codzienne, powolne smakowanie małych przyjemności. O kierowaniu się tymi wartościami i przekazywaniu ich młodszemu pokoleniu rozmawiamy z Beatą Miros, właścicielką marki Coodo.
„Dobra Mama”: Jak w paru słowach mogłaby pani określić swoje podejście do życia?
Beata Miros: Zarówno w swoim życiu prywatnym, jak i biznesie (bo jeśli chodzi o moje zasady i wartości, nie rozdzielam tych dwóch sfer) nie zadowalam się bylejakością. Staram się z nią walczyć poprzez swoje własne wybory. I mam tutaj na myśli bylejakość szeroko pojętą – odnoszę to do jedzenia, które spożywam, produktów, które kupuję, przestrzeni, którą się otaczam, czy relacji, jakie nawiązuję.
Stale poszukuję rzeczy „po prostu porządnych” – zgodnych z moimi wartościami oraz moim poczuciem estetyki. Przedkładam jakość nad ilość, dlatego np. kupuję mniej niż jeszcze kilka lat temu. A gdy znajduję porządne rzeczy – dbam o nie, aby służyły mi jak najdłużej. Tęsknię za czasami, gdy rzeczy, które się popsuły, naprawiało się, przywracało do życia, a nie od razu wyrzucało i zmieniało na nowy, lepszy model – jak to się zwykle teraz dzieje.
Poza tym, chcąc być w porządku wobec świata, w którym żyję, zwracam uwagę, aby wybierane przeze mnie produkty były wytwarzane w poszanowaniu dla środowiska i ludzi zaangażowanych w produkcję.
DM: Jak pojawiła się u pani fascynacja naturalnymi produktami? Czy była ona w pani od zawsze, czy rozwijała się stopniowo?
B.M.: Fascynacja to chyba niewłaściwe określenie w moim przypadku. To raczej świadomość tego, jak i z czego powstają produkty, jakie niesie to konsekwencje dla mnie, moich dzieci, ale też innych. To także dojrzałość w podejmowaniu decyzji zakupowych.
Na pewno moje podejście do zakupów cały czas ewaluuje i dojrzewa. Miałam to szczęście, że w moim domu rodzinnym, długo przed tym jak zapanowała moda na bycie eko, moi rodzice przykładali dużą wagę do jakości np. tego, co jemy. Prawda jest też taka, że w czasach mojego dzieciństwa zdecydowana większość kupowanych rzeczy była znacznie bardziej naturalna, niż jest to teraz. Niestety, dążenie firm, a przede wszystkim dużych koncernów do ciągłego zwiększania efektywności produkcji powoduje, że stosuje się coraz więcej środków chemicznych, sztucznych wspomagaczy, aby można było produkować więcej, taniej i aby produkty były bardziej idealne, a przynajmniej tak wyglądały. Aktualnie chcąc żyć zdrowo, trzeba mieć naprawdę dużą świadomość, wiedzę i cierpliwość w poszukiwaniu takich rzeczy. Mimo że staram się tak żyć, cały czas zaliczam sporo wpadek – zarówno z powodu braku wiedzy, jak i czasami swojego lenistwa.
DM: Często wiele osób stara się bardziej świadomie podchodzić do kwestii dbałości o zdrowie po pojawieniu się na świecie potomka. Chcąc mu dać to, co najlepsze, kierują wzrok głównie na półki z ekologiczną żywnością – w końcu zdrowie pochodzi z wewnątrz. Lecz co z zewnętrzem? Jak się ma sprawa np. z ubraniami, kocykami, pościelą, które mają styczność z wrażliwą skórą dziecka?
B.M.: Tak to prawda. Coraz większa jest nasza świadomość odnośnie do żywienia, coraz częściej czytamy skład produktów wrzucanych do koszyka, dopytujemy się o ich pochodzenie. Zwłaszcza gdy dotyczy to najważniejszej dla nas osoby, za którą jesteśmy w 100% odpowiedzialni i której od małego chcemy uczyć dobrych nawyków żywieniowych. Temat innych produktów, którymi się otaczamy: zabawek, ubrań czy tekstyliów jest jeszcze ciągle w Polsce znacznie mniej popularny. A myślę, że mało kto zdaje sobie sprawę z faktu, iż światowy przemysł bawełny konwencjonalnej stanowiący ok 2–3% całości upraw odpowiada za ok. 25% światowego zużycia chemicznych środków owadobójczych i ponad 10% pestycydów. Dzieje się tak, bo producenci bawełny, tak jak i w innych branżach, dążą do maksymalizacji efektywności upraw. Dodatkowo bawełna traktowana jest chemią, aby finalny produkt był jak najbliższy ideałowi – aby się nie gniótł, nie kurczył, był wytrzymały etc. Wybierając taki „idealny” materiał, trzeba pamiętać, że jest on tak samo idealny jak piękne, duże, czerwone truskawki dostępne przez cały rok w supermarkecie. Ja zdecydowanie wolę truskawki brudne, nie tak piękne i idealne, ale prosto z pola. Wracając do bawełny: oczywiście nie jest tak, że kontakt z taką bawełną od razu kończy się alergią albo niesie ze sobą ryzyko choroby skóry. Jednak chcąc eliminować ilość chemii w otoczeniu naszego dziecka, trzeba pamiętać, że delikatna skóra maluszka ma z ubrankami kontakt przez całą dobę, dlatego tak ważny jest materiał, z którego są one uszyte.
Alternatywą dla bawełny konwencjonalnej jest, zyskująca na popularności, bawełna organiczna. Pozyskiwana jest z upraw ekologicznych, w których nie stosuje się chemicznych środków ochrony roślin i nawozów sztucznych, dzięki czemu nie kumuluje ona szkodliwych substancji. Ekologiczni rolnicy ręcznie zbierają bawełnę, dzięki czemu jest o wiele czystsza, a do jej mycia używane są łagodne, naturalne środki. Taka bawełna jest zdrowa, ale także niezwykle mięciutka i przyjemna w dotyku. Mamy, które pierwszy raz mają styczność z naszymi produktami, zawsze w pierwszej kolejnością zachwycają się miękkością tkanin. A następnie zwykle wracają, bo w praktyce odkrywają zalety bawełny ekologicznej. Co jeszcze ważne, kupując ubrania uszyte z certyfikowanej GOTS bawełny organicznej, mamy pewność, że cały proces produkcji bawełny przebiegł w poszanowaniu nie tylko środowiska, lecz także ludzi w niego zaangażowanych.
DM: Czy zauważa pani zmiany w nastawieniu mam wobec szeroko pojętej jakości: życia, relacji, pracy, odżywiania, ubierania?
B.M.: Tak, zdecydowanie. Mam to szczęście, że dzięki mojej pracy dużo rozmawiam z innymi mamami. Wiem, że doceniają one nie tylko design i jakość produktu, lecz także to, jak dużą wagę przykładamy do szczegółów, np. do pakowania produktów. Doceniają, to że staramy się doradzić, że nie chcemy im sprzedać jak najwięcej, tylko faktycznie próbujemy im pomóc w kompletowaniu wyprawki. Szanują to, że jesteśmy firmą w 100% polską, że produkujemy w Polsce. Super, że dla coraz większej grupy mam takie rzeczy mają znaczenie, że nie zadowalają się fast fashion, które oferują nam sieciówki. Naprawdę widoczny jest odwrót w kierunku życia zgodnie z nurtem slow. Bardzo nas to cieszy, zwłaszcza że nasza misja to zachęcanie dorosłych, aby dostrzegali i celebrowali małe wielkie rzeczy dziejące się w naszym życiu. Przecież składa się ono przede wszystkim z tych małych codziennych rzeczy – dbajmy o ich wartość, nie pozwólmy, aby w nasze życie wkradła się bylejakość. Skupmy się na mniejszej liczbie rzeczy, aktywności, relacji – niech będą one piękne, silne, prawdziwe. Cieszy nas to, że takie podejście dzieli z nami coraz większa liczba mam.
Zdjęcia: Coodo
Zobacz więcej na coodo.pl
Rozmawiała Joanna Lubiniecka