Dziękuję Tobie, mój Ukochany!
Dziś chciałam się z Wami podzielić emocjami, które towarzyszyły mojemu Mężowi przy porodzie. Był to 6 grudzień, wiadomo – mikołajki – dzień szczególny, ja byłam 10 dni po terminie, zapisana na indukcje, a w razie niepowodzenia na cesarkę, ale.. udało się 🙂 Skurcze rozpoczęły się po 2.00 w nocy i rano poszłam na trakt porodowy, wcześniej oczywiście zawiadomiłam Męża i zjawił się po 7.00. Był taki odważny! Ja zaś przestraszona, gdyż był to mój pierwszy poród. Wiadomo, skurcze, pomagał mi cały czas, gorący masaż prysznicem, trzymanie za rękę mimo tego, że bardzo mocno ją ściskałam, ocieranie łez. To bardzo ważne gesty w takiej chwili. Później odeszły wody – również szybko reagował, wszystko sprzątnął, pomagał mi na każdym kroku, trzymał podczas „skakania” na piłce. Położna zaglądała raz na jakiś czas, żeby zmierzyć rozwarcie, a On cały czas był przy mnie. O 10.30 się zaczęło. „Przytul nogi do klatki piersiowej, zamknij oczy, podbródek też do klatki piersiowej w dół i przyj!” – powiedziała położna, więc Mąż szybko złapał moje nogi, przystawił do klatki piersiowej i mocno trzymał podczas skurczu, podawał wodę w razie potrzeby, masował kręgosłup, a kiedy już się to rozkręciło, to cały czas do mnie mówił, że dam radę, że On już widzi główkę, że jeszcze troszkę.. To było takie dla mnie ważne! Był bardziej pomocny niż położna. Później nacięcie – patrzył na to wszystko i ani razu nie drgnął ze strachu. Po wszystkim przecięcie pępowiny to już pestka 🙂 Kiedy poród się skończył, po przyłożeniu Maluszka do mnie, wzięli Go do mierzenia, ważenia itp., Męża też wyprosili i kiedy czekaliśmy na lekarza, szklane drzwi było lekko uchylone tak, że widziałam w nich swoje odbicie. O mało nie zemdlałam. Przerażający widok, którego nie da się opisać słowami. Wiem, że ja nie mogłabym na to patrzeć, a On dał radę. Na koniec położna jeszcze powiedziała do Męża, że chyba minął się z powołaniem. Dałam radę, dzięki Niemu. Później, kiedy już byliśmy na sali, na spokojnie wyszedł na korytarz i zadzwonił do kolegów się pochwalić, opowiedział że był przy porodzie i na koniec dodał „FAJNIE BYŁO”, na co my – wraz z drugą kobietą na sali – roześmiałyśmy się. Za to będę Mu wdzięczna do końca życia i mimo tego, że wiele osób uważa, że po takim widoku mężczyzna nie chce później się kochać, warto było mieć Go przy sobie. A współżyć zaczęliśmy kiedy tylko zniknął ból i nadal się kochamy, zmieniło się jedynie to, że teraz kochamy się jeszcze mocniej! 🙂 Tak więc gorąco polecam poród rodzinny i dziękuję Tobie, mój Ukochany! 🙂
Dumna Żona – Jagoda