Tato, to ja!
Razu pewnego, gdy się obudziłem,
W nieco innym świetle żonę zobaczyłem.
Ładnie uśmiechnięta, chociaż zakręcona
Jakaś dzisiaj inna jest ta moja żona…
I wtedy do głowy mi przyszła myśl ta:
„Tato, to ja!”. „Tato? To ja?!”
Potem jej pyszne śniadanie szykuję,
A ona na to, że źle się czuje.
I cała się robi sino – zielona
Ta moja inna niż dotąd żona
I znowu w głowie mi świta myśl ta:
„Tato, to ja!”. „Tato? To ja?!”
No i się stało, co się stać miało
Podbiega ma żona raz do mnie śmiało
W ręku trzyma jakieś coś… małe… plastikowe…
A na tym czymś są dwie kreski różowe.
I wtem już wyraźnie mi świta myśl ta:
„Tato, to ja!”. „Tato? To ja!”
Kolejny raz teoria ta się potwierdziła,
Gdy się ma żonka na śledzie rzuciła.
I przy śniadaniu i przy obiedzie
Ma żona łapczywie zajada śledzie!
Więc znów mi głowie świta myśl ta:
„Tato, to ja!”. „Tato? To ja!”
Czasem mej żony humory złe
Do szału doprowadzają mnie.
Lecz staram się pamiętać,
Że to nie wina żony…
To tylko te jej nieszczęsne hormony
I wtedy pociesza mnie wspomniana myśl ta:
„Tato, to ja!”. „Tato, to ja!”
Wieczora jednego żonę przytuliłem
Na wielkim brzuchu jej rękę położyłem
A tam coś skacze, bulgocze, wibruje…
Ktoś chyba mej żonie w brzuchu zamieszkuje!
I znów przypomina mi się myśl ta:
„Tato, to ja!”. „Tato? To ja!”
Myśl ta się razy tyle potwierdziła,
Że dziś pewien jestem, że żona ma miła
Już za chwileczkę, nie za parę lat
Pięknego Syna mi wyda na świat
Wtedy na ręce wezmę go ja
A on na to powie: TATO, TO JA!
Piotrek z Łodzi