Zimnem w chorobę
Dolegliwości „tej części ciała” są postrzegane jako wstydliwe. Ale objawy hemoroidów zna już co drugi Polak. Czy ulgę przyniesie im wynalazek… prawnika z Łodzi? Na hemoroidy zapadają pracownicy biurowi, kobiety w ciąży, zawodowi kierowcy, gracze komputerowi, kolarze, ludzie jeżdżący konno.
– Jestem fanem nowych technik i technologii. Stąd wzięła się koncepcja udoskonalenia prostych kriosztyftów, od kilku dekad z powodzeniem wykorzystywanych do leczenia hemoroidów na rynku amerykańskim i kanadyjskim – mówi Paweł Siwiński, specjalista od prawa gospodarczego, a zwłaszcza praw do nieruchomości.
Krok naprzód
Niezależnie od pracy w adwokaturze zawsze działał w biznesie. Zyski inwestował w kancelarię prawa gospodarczego i w nieruchomości. Pięć lat temu jego zainteresowania nowymi technologiami i – nie ma co ukrywać – własne problemy zdrowotne zaowocowały założeniem firmy Hemorosan, produkującej nowatorskie krioaplikatory do leczenia hemoroidów. Pieniądze na założenie firmy, opracowanie projektu i wdrożenie produktu do sprzedaży wyłożył z oszczędności. Dochody inwestuje w dalsze prace nad krioaplikatorem i, co uważa za najważniejsze, w kampanię informacyjną dotyczącą profilaktyki raka jelita grubego.
– W Polsce bardzo często hemoroidy leczy się ciepłem, chorym proponuje się nasiadówki. Tymczasem już od 30 lat w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie stosuje się krioterapię, czyli leczenie zimnem. Ta metoda jest gruntownie sprawdzona, bo w tych krajach nadzór nad rynkiem lekarstw i parafarmaceutyków jest bardzo restrykcyjny – opowiada Paweł Siwiński.
Chodzi o sztyfty do krioterapii miejscowej. Uzyskana w domowych warunkach (w kuchennej zamrażarce) niska temperatura jest bezpieczna dla organizmu i nie powoduje powikłań. Aplikacja kontrolowanego zimna do odbytu i na jego okolice powoduje ustąpienie dolegliwości hemoroidalnych: świądu, pieczenia, bólu, obrzęków, niewielkich krwawień. Łódzki prawnik udoskonalił tę metodę.
– Moim zdaniem potencjał kriosztyftów nie był do końca wykorzystywany. Wpadłem na pomysł, który może być znaczącym krokiem naprzód, a polega na połączeniu działania krioterapii z efektywnym aplikowaniem środków leczniczych. Myślę, że znalazłem rozwiązanie i proste, i skuteczne – twierdzi założyciel Hemorosanu.
Leczenie chłodem
Sztyft długości małego palca jest wykonany ze specjalnego tworzywa, dopuszczonego do kontaktu z ludzką skórą, śluzówką, a nawet z żywnością. Wewnątrz znajduje się substancja, która długo utrzymuje niską temperaturę i może być wielokrotnie rozmrażana i zamrażana. Przed każdym użyciem sztyft trzeba schłodzić w zamrażalniku. Innowacyjność pomysłu Pawła Siwińskiego polega na wykonaniu na sztyfcie karbów, co ułatwia podawanie środków leczniczych.
– Na rynku jest mnóstwo doskonałych lekarstw w formie czopków, maści, żeli i kremów, ale nikt nie wpadł na to, jak je aplikować bezpośrednio i długotrwale w uszkodzone, chore miejsca. Nasz produkt jako jedyny na rynku europejskim to umożliwia dzięki „uwięzieniu” leków w kryptach wyprofilowanego trzonu aplikatora, dzięki czemu dłużej działają, bo nie wypływają na zewnątrz – twierdzi Paweł Siwiński. Pacjent nakłada na korpus zmrożonego krioaplikatora półpłynne maści lub żele, które w niskiej temperaturze tężeją, co ułatwia ich aplikację i transport w głębokie, uszkodzone partie odbytu. Ta drobna modyfikacja może spowodować zmiany w leczeniu nie tylko hemoroidów.
– Pracujemy nad rozwinięciem pierwotnego pomysłu krioaplikatora. Będzie to skomplikowany i technologicznie bardzo zaawansowany produkt, który umożliwi wczesne wykrywanie raka jelita grubego.
Drugi wariant to aplikator uwalniający substancje lecznicze pod wpływem temperatury ludzkiego ciała. Taki sposób podawania leków omija cały układ trawienny, ale z oczywistych przyczyn nie możemy podawać szczegółów naszych prac. Chcemy też prowadzić kampanię informacyjną propagującą zdrowy tryb życia, racjonalne odżywianie i higienę osobistą. Dbałość o końcowy odcinek przewodu pokarmowego powinna być równie oczywista jak codzienne mycie zębów. Temat i możliwości, jakie daje aplikator, zainteresowały światowej sławy proktologa, prof. dr n. med. Adama Dzikiego, kierownika Kliniki Chirurgii Ogólnej i Kolorektalnej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, który chce go sprawdzać w warunkach szpitalnych – opowiada Paweł Siwiński.
Z innowacyjnością pod górę
Hemorosan prowadzi z uczelniami rozmowy o badaniach nad pokryciem sztyftu substancją hydrofobową, która ułatwiałaby mycie. Trzeba też sprawdzić, jak będą się na niej zachowywały leki. Problemem są, oczywiście, pieniądze.
– Mamy w Polsce niezłą bazę techniczną i znakomitych specjalistów, a po drugiej stronie archaiczny i nieefektywny system opłat za korzystanie z tej bazy, która stoi pokryta kurzem. Opłaty za jej wykorzystanie pochłaniają aż 80 proc. kosztów badań. Systemowym idiotyzmem jest dodatkowy podatek 23 proc. VAT za wykonywanie badań – denerwuje się Paweł Siwiński. Firma, którą tworzą trzy osoby, zajmuje się opracowywaniem i wprowadzaniem produktów na rynek.
Współpracuje z podwykonawcami zewnętrznymi, którzy wytwarzają niezbędne półprodukty. Hemorosan odpowiada za zmontowanie sztyftu w całość po umieszczeniu w środku absorbera zimna i za pakowanie. Dba także o otoczkę marketingową. Krioaplikatory pojawiły się na rynku dopiero w kwietniu 2016 r. Są sprzedawane głównie przez Internet i na razie niewprowadzane do aptek. Według Pawła Siwińskiego powodem jest niewiedza odbiorców.
– Zaledwie dwie osoby na dziesięć wiedzą, co to jest krioterapia. Stawiamy więc na kampanię informacyjną dotyczącą technologii leczenia zimnem. Chcemy połączyć siły z lekarzami, którzy pomagają w uświadamianiu pacjentom, na czym polega krioterapia – mówi twórca Hemorosanu.
Ochronić wzór
Łódzki prawnik złożył wniosek o patent. Czeka już dwa lata. – Zdajemy sobie sprawę z zagrożenia, jakim jest kopiowanie wynalazków przez firmy z Azji, gdzie naszych praw własności intelektualnej i przemysłowej się nie przestrzega i wszystkie produkty podrabia się na potęgę, a potem zalewa nimi nasz rynek. Zadbaliśmy o europejską ochronę wzoru użytkowego – to pojęcie dotyczy nowego rozwiązania o charakterze technicznym, kształtu, budowy lub zestawienia trwałego przedmiotu.
Taką właśnie ochronę nasz wyrób otrzymał w Urzędzie Harmonizacji Rynku Wewnętrznego w Alicante w Hiszpanii, gdzie cała procedura trwała tydzień. Od 2014 r. czekamy natomiast na uzyskanie patentu na wynalazek w Urzędzie Patentowym w Polsce. Zależy nam na tym, bo prawo patentowe daje ochronę na całym świecie i działa niejako wstecz – od dnia złożenia wniosku. Procedura trwająca 3-5 lat to w świecie przedsiębiorczym bardzo długo. Firma innowacyjna, wdrażająca nowe pomysły i technologie, ponosi bardzo duże ryzyko.
Margines błędu jest mały, a zakres niezbędnych badań szeroki, wiele z nich jest ślepą uliczką. Gdzie tu miejsce na innowacyjność i kto sobie może na nią pozwolić? Jedynie korporacje… Bez uporu i własnych pieniędzy nie ma szans na realizację pomysłu. Ale zawsze powtarzam, że bracia Wright, zanim przelecieli 279 m nad plażą, rozbili 1700 rowerów, a mieli zaledwie niewielką wytwórnię i sklep z rowerami. Tylko tacy ludzie – uparci i mający ideę – osiągają wyniki – sumuje Paweł Siwiński.
Pokonać wstyd
Mała wiedza powoduje, że ludzie się nie badają. Z drugiej strony, dolegliwości powodowane przez raka jelita grubego są wstydliwe, chorzy krępują się iść do lekarza, sami stosują leki, które nie zawsze są skuteczne, bo choroba nie jest właściwie rozpoznana. Objawy raka chory może pomylić z objawami hemoroidów — w obu przypadkach występuje krwawienie i to hemoroidy najczęściej je powodują, a nie nowotwór. Dziwi mnie, że część lekarzy zaleca chorym zły sposób postępowania — gorące nasiadówki (siadanie na dłuższy czas w ciepłej wodzie), które nasilają dolegliwości, bo pod wpływem gorąca dochodzi do wypełnienia naczyń. Tym, co rzeczywiście pomaga, są niskie temperatury. Dawno temu używano w tym celu sopli lodu. Temat sztyftów jest na tyle interesujący, że będę prowadził na grupie ochotników badania dotyczące ich potencjału.
Tekst: Ewa Tyszko